The Witcher Monster Slayer

The Witcher: Monster Slayer – recenzja przedpremierowa

The Witcher: Monster Slayer, lub jak kto woli w polskiej wersji językowej Wiedźmin: Pogromca potworów to dla mniej wtajemniczonych produkcja, dzięki której każdy z nas może wcielić się w wiedźmina. Jak przystało na tę profesję naszym głównym zadaniem jest eliminacja potworów. Gra wykorzystuje technologię rozszerzonej rzeczywistości, dzięki czemu wędrując po prawdziwym świecie z telefonem w ręku spotykamy kolejne zadania i kreatury do pokonania. Wielu zanim ta gra pojawiła się na rynku okrzyknęło skórką dla Pokemon Go, tylko w wersji dla fanów Wiedźmina. Powiem szczerze, że osobiście do sceptycznie podchodziłem do tego tytułu, ale po kilku dniach przedpremierowych potyczek, mogę z całą pewnością stwierdzić, że Wiedźmin: Pogromca potworów to zdecydowanie coś więcej niż tylko kalka Pokemon Go.

Na samym początku zaraz po odpaleniu gry, co pierwsze pozytywnie zaskakuje, to, że produkcja została spolszczona. Nie jest standardem wśród mobilnych gier. Z wykazu języków sumarycznie jest przygotowana w blisko 10 różnych wersji językowych. Zaraz na początku przechodzimy pierwszy prosty trening, który pozwala nam się zaznajomić z podstawowymi zasadami walki, bo to właśnie ona tworzy trzon rozgrywki. Właśnie ten element znacząco się różni od Pokemon Go – walka. Potyczki są znacznie bardziej angażujące, szczególnie na samym początku. Zaczynając swoją przygodę, tak właściwie kilka pierwszych walk bez odpowiedniego przygotowania – zapoznania się ze słabościami stwora, dodania odpowiedniego eliksiru, petardy czy oleju kończyło się porażką. Gra nie wybacza naszych błędów, i to na wyższych poziomach nawet najsłabsi przeciwnicy wymagają od nas chwili skupienia (ale najczęściej już nie jest wymagane wspomagacze). Po treningu przychodzi czas na stworzenie naszej postaci. Możemy być zarówno wiedźminem jak i wiedźminką, mamy kilka już predefiniowanych wyglądów bohatera.

Walka co do zasady jest prosta. Mamy dwa rodzaje ciosów – szybki i silny. Różnią się jedynie gestem jaki wykonujemy – w przypadku pierwszego ataku przeciągamy po ekranie telefonu szybko i krótko, natomiast w silnym mamy znacznie wolniejsze przeciągnięcie i dłuższe. Do tego dochodzi parowanie czyli przytrzymanie na chwilę w odpowiednim momencie ekranu. Całość uzupełniają znaki początkowo jest tylko Igni, ale pojawia się także Aard. Po naładowaniu znaku mamy kilka sekund na zakreślenie na ekranie odpowiedniego wzoru. Petardy również wykorzystujemy w walce, ale tutaj wystarczy już tylko kliknąć w lewy dolny róg ekranu na ikonkę symbolizującą petardę. Podstawy walki są bardzo proste i intuicyjne, ale żeby w pełni opanować połączenie odpowiednich ciosów, wykorzystania ataków krytycznych i parowania wymaga chwili, ale jest też przede wszystkim satysfakcjonujące. Mimo iż później tłukłem po raz dwudziesty Sukkuba, cały czas musiałem uważać. Chwila nieuwagi mogłaby się skończyć dla mnie nie najlepiej. Całość przyrównałbym to prostej wersji Skyrima czy innego pierwszoosobowego RPG. Po każdej walce otrzymujemy odpowiednią ilość doświadczenia, podstawa to 100 za każdego potwora, ale bonusowo możemy otrzymać dodatkowe za perfekcyjny cios krytyczny, perfekcyjne parowanie, użycie odpowiedniego oleju czy pierwszą potyczkę z danym stworem. To sprawia, że ze 100 punktów doświadczenia możemy zrobić i 300. Szkoda, że twórcy w przypadku różnego stopnia trudności pokonanych kreatur nie rozdzielili również większej ilości doświadczenia. Czy zabijemy potwora na poziomie „łatwy”, „średni” czy „trudny” to zawsze podstawą jest 100 doświadczenia. W przypadku bestiariusza również nie trzeba się martwić tak właściwie mamy 128 kreatur podzielone na trzy kategorie – pospolite, rzadkie oraz legendarne.

Wiedźmin: Pogromca potworów to pełnokrwisty RPG

Jak przystało na prawdziwego RPG levelujemy na kolejne poziomy otrzymując punkty umiejętności, mamy trzy drzewka rozwoju czyli walkę, alchemię oraz znaki. Nasz wiedźmin może się rozwijać w zależności od stylu naszej gry. Całość  wydaje się też dobrze zbalansowana, choć tutaj okaże się po pewnym czasie, gdy będziemy mogli testować większą ilością buildów postaci. Prócz rozwoju postaci to co mnie najbardziej ciekawiło w przypadku Wiedźmina w wersji mobile to zadania fabularne. I to jest to czego oczekiwałem czyli prawdziwe mięsko. Owszem uproszczone w stosunku do podstawowego Wiedźmina, ale mimo to z charakterystycznym wiedźmińskim sznytem i „jajem”. W sezonie pierwszym najpewniej otrzymamy kilkanaście zadań. Są one stworzone wraz z komiksowymi przerywnikami i krótkim opisem. Dla przykładu pierwszym zadaniem jest odnalezienie bestii, która zaatakowała kupca. Musimy ją wytropić i sprawdzić co tak właściwie zaatakowało nieszczęśnika. Na miejscu musimy zrobić coś na wzór śledztwa i przyjrzeć szczątkom zwierzęcia. Oczywiście jak przystało na wiedźmiński świat nic nie jest takie proste i sprawy się komplikują. Ale to już sami będziecie odkrywać. Chodzenia by wykonać dane zadanie jest całkiem sporo, czasem kręcimy się nieco w kółko by zrobić kolejne części misji, ale odległości są takie, że w ciągu kilku minut bez problemu dotrzemy na miejsce. Osobiście dwukrotnie zdarzało się tak, że miejsce w którym miałem questa było zamknięte – teren działek czy dużego osiedla zamkniętego. Na szczęście twórcy dali nam opcję przeniesienia misji (gdy się oddalimy od znacznika) w inne miejsce. Dzięki czemu możemy na nowo podejść do questu (bez utraty postępu). Później ilość zadań wzrasta, ale też stopień skomplikowania się różnicuje. Co również mogę zaliczyć na plus. Mimo zrobienia dobrych kilku kilometrów podobnie jak w grach RPG pojawia się syndrom „jeszcze tylko jednego zadania”. Liczę, że tutaj twórcy nie spoczną na laurach i będziemy co jakiś czas dostawać porcję ciekawych zadań do wykonania. W czasie eksploracji jak będziemy na levelach będziemy mogli podejść do kowala, który naostrzy nam nasze miecze (otrzymamy czasowy boost do statystyk), a przy okazji jest szansa na dodatkowego questa. Ciekawym rozwiązaniem w świecie gry są tak zwane Nemetony, czyli miejsca (drzewa) w których naszym zadaniem jest pokonanie trójki silniejszych przeciwników. Oczywiście nagroda jest również odpowiednio większa, ale bez dobrego przygotowania może być ciężko stoczyć walkę i nie zostać pokonany.

Kolejnym aspektem zaciągniętym z RPGów jest system lootu, mikstur i całego ekwipunku. Co prawda osobiście liczę, że całość zostanie mocno rozbudowana, bowiem z ekwipunku mamy tylko i wyłącznie miecze i zbroję, a można byłoby znaleźć nieco więcej możliwości rozbudowy. Jeśli chodzi o crafting tyczy się przede wszystkim tworzenia z receptur petard, olei oraz eliksirów. Część receptur musimy odblokować z drzewka umiejętności alchemii, tutaj aż się prosi o rozbudowanie całości np. o możliwość dodawania run do mieczy i zbroi, które stale będą zwiększać statystyki naszego pancerza. Pod tym względem Spokko ma jeszcze trochę do nadgonienia.

Wiedźmińska sprawa techniczna

Pod względem technicznym tak na dobrą sprawę nie mam do czego się przyczepić. Plansze są zazielenione i ładnie animowane, gdy przyśpieszymy kroku wskakujemy na konia. W przypadku map osobiście brakuje mi nieco większego zróżnicowania. Mamy głównie otwarte tereny zielone, a przydałyby się miasta, miasteczka w których mogłaby być tablica ogłoszeń na nowe questy czy możliwość spotkania NPCów. Tutaj nieco urozmaicenia by się przydało. Do tego modele potworów mają swoje własne animacje walki, całość na najwyższych ustawieniach wygląda naprawdę solidnie. Co prawda, ale do tego zdążyłem się również przyzwyczaić, to fakt, że bateria telefonu jest bardzo szybko pożerana. W ustawieniach jest opcja, która umożliwia włączenie trybu oszczędzania energii, ale tak na dobrą sprawę dwie godziny gry potrafi niemal w całości „zjeść” baterię na moim Samsungu Galaxy S10.

Pay2Win?

Ten aspekt chyba najwięcej osób zastanawiał czy trzeba będzie sporo zainwestować w Wiedźmina by w ogóle cieszyć się z rozgrywki? Moim zdaniem zdecydowanie nie. Owszem mikrotransakcje występują i wśród nich znajdziemy lepsze uzbrojenie, gotowe eliksiry czy petardy, ale również boosty doświadczenia czy zwiększenia zasięgu „radaru” naszej postaci. Te ostatnie dodatki w znaczący sposób wpływają na szybkość wbijania kolejnych leveli, ale by faktycznie coś więcej ugrać trzeba byłoby wydać naprawdę grube pieniądze. Dużo też zależy od dalszego rozwoju gry, ale  w tym momencie wydaje się, że Wiedźmin: Pogromca Potworów jest dobrze

Przed oficjalną premierą gry nie miałem okazji przetestować funkcji społecznościowych. Te tak właściwie będą dostępne wraz z premierą gry 21 lipca. Wówczas gdy wejdzie do świata produkcji znacznie więcej wiedźminów będziemy mogli stwierdzić jaki ta gra ma potencjał. W tym momencie Wiedźmin: Pogromca potworów to już całkiem rozbudowana gra, która wyróżnia się na tle podobnych rozwiązań na wielu płaszczyznach. Myślę, że wokół produkcji będzie też zaangażowana społeczność dzięki której będziemy zyskiwać nowe rozwiązania, które będą wdrażane do gry. Osobiście czekam z niecierpliwością na kolejne posunięcia CDProjekt RED i Spokko. Całość już teraz jest bardzo grywalna i fani marki i nie tylko z całą pewnością muszą zaznajomić się z tytułem.