RankHouse, czyli jak nie powinna wyglądać współpraca

W „internetach” siedzę od ponad 7 lat, sam portal MobileWorld24.pl istnieje niewiele krócej. Przez ten czas miałem okazję współpracować z pokaźną liczbą firm, blogerów, instytucji wszelkiej maści i powiem szczerze – pierwszy raz doświadczyłem takiej sytuacji jak tej, którą Wam zaraz przedstawię.  Owszem zdarzały się różne niesnaski, problemy przy współpracach. Jednak zawsze udawało się je rozwiązać. Przyszedł ten czas w którym dotarłem do ściany i żadne ustępstwa czy rozmowy nie przynoszą rezultatów, a tekst ten powstał by ustrzec Was przed błędami przy współpracy z różnymi markami, agencjami itd.

Z firmą RankHouse miałem okazję pierwszy raz zapoznać się pod koniec października ubiegłego roku. Kiedy to jedna z Pań z tej gliwickiej firmy napisała do mnie z prośbą o wycenę artykułu sponsorowanego. Takową oczywiście przygotowałem wraz z opisem co wchodzi w skład pełnej kwoty. (publikacja tekstu,  a także podlinkowanie artykułu na moich kanałach social media). Akceptację stawki i tekst do publikacji otrzymałem niezwykle szybko. Otrzymałem również wszystkie niezbędne dane do wystawienia faktury. Pani również poprosiła mnie o szybką publikację artykułu na stronie. Prośbę spełniłem. Tekst był miernej jakości i tematycznie nie do końca powiązany z mobilnymi technologiami (dotyczył wypożyczalni samochodów). W związku z moim przeziębieniem i dodatkiem zamieszania w prywatnym życiu machnąłem ręką i opublikowałem tekst wraz z linkiem na stronie. Wysłałem link do akceptacji i przy okazji fakturę na całe zlecenie. Tutaj popełniłem pierwszy błąd. W ciągu kilku godzin dostałem zwrotnego mejla że pojawił się błąd w linku, ten niezwłocznie poprawiłem (link kierował do odpowiedniej strony, ale z błędem 404) i spokojnie czekałem na zapłatę. Tej niestety się nie doczekałem. Wysłałem zapytanie po upływie terminu zapłaty, dlaczego pieniędzy jeszcze nie mam na koncie. Okazało się, że Pani nie jest zadowolona z wyników zasięgów artykułu i reakcji w social media. Takie stwierdzenie mnie zdziwiło. Po pierwsze nie rozmawialiśmy o żadnych konkretnych zasięgach jeśli chodzi o teksty i social media który mają być spełnione. Po drugie w czasie negocjacji cen i rozmów nie padło pytanie o moje zasięgi. Pani finalnie stwierdziła, że przez to że nie ma zasięgów ma propozycję zmniejszymy cenę o 70% i wystawię nową fakturę. Jeśli się nie zgadzam na takie warunki poproszono mnie o usunięcie tekstu. Pierwszy raz spotkałem się z negocjacją cen po wykonaniu działań. Później jeszcze w wymianie mejli wyszło, że kwota faktury nie została zaakceptowana przez szefa. Cóż ja już musiałem opłacić wszystkie składki – podatek i VAT, pieniędzy nie mam na koncie, tylko kilkaset złotych straty. Po dłuższej wymianie e-maili zostałem przekierowany do szefa, z którym wytknięto mi że usługa została źle wykonana – artykuł pojawił się błędnym linkiem. Owszem pojawił się, ale całość została niezwłocznie naprawiona, a przez kolejny tydzień nikt nie zgłaszał najmniejszych uwag po poprawkach. Przez rzekomy mój błąd miałem obniżyć kwotę lub usunąć tekst. Doszliśmy w końcu do porozumienia, gdzie zgodziłem się na spotkanie się w połowie drogi – wyceniłem publikację tekstu na dwa miesiące na stronie (po zakończeniu współpracy tekst miał zniknąć ze strony) i koszt reklamy w social media. Wystawiłem fakturę korygującą (w niej też zawarłem datę usunięcia tekstu ze strony)  i czekałem na opłatę. Uznałem że całą sytuacja nie ma najmniejszego sensu. Nie chciałem ciągnąć sprawy dłużej. Zgodnie z ustaleniami przesłałem fakturę i usunąłem tekst zgodnie z warunkami. Jednak ten element również nie został zaakceptowany. Rzekomo tekst miał się pozostać rok na stronie,  a moja wycena jest totalnie z kosmosu i zawyżona (dodam, że kilka dni wcześniej wszystkie ustalenia zostały zaakceptowane). Sytuacja kuriozalna, minęło już ponad pół roku, żadna z faktur nie została opłacona, a szef nie odpisuje już w ogóle na moje e-maile.

Praktyki w tej firmie są mocno nietyczne. Czuję się po prostu oszukany. Pani już na samym początku współpracy chciała podbić sobie statystyki przed końcem miesiąca, by móc dopisać kolejny pozyskany link. Zasugerowała szybką publikację tekstu bez żadnej rozmowy z szefem, później rzekomo zgoniła to na słabe zasięgi, a gdy to już okazało się stwierdzeniem nie na miejscu to przyczepiła się do błędu z linkiem, który notabene w żaden sposób nie rzutował na zasięg samego tekstu. Późniejsze rozmowy już z szefem również w żaden sposób nie przybliżały do rozwiązania sprawy. Doszliśmy do konsensusu, który tak na dobrą sprawę wymuszał ustępstwa z mojej strony, ale chcąc zapomnieć jak najszybciej o całej sytuacji przystałem na nie. Notabene i one nie zostały finalnie zaakceptowane. Pan szef uznał, że nie zapłaci pieniędzy za dobrze wykonaną pracę. Sam nie mam zbyt wielu możliwości jeśli chodzi o windykację długu, kwota nie jest znacząca więc zatrudnienie odpowiedniej firmy przekroczy zarobek z tekstu. Polskie prawo jest tak skonstruowane, że w żaden sposób nie chroni przedsiębiorców przed nieuczciwymi praktykami. Tekst ten napisałem jako przestrogę dla młodych blogerów, którzy prowadzą działalność, najpewniej takie sytuacje nie są odosobnione. Mimo całkiem dużego doświadczenia zostałem oszukany, a błędy, które popełniłem po drodze skumulowały się.

P.S Dajcie znać w komentarzach czy mieliście podobne sytuacje i jak z nimi walczyliście.