Nawet tak poważny i zapracowany człowiek jak ja, czasem lubi usiąść, zrobić sobie kawę i popykać w coś niezobowiązującego. Oczywiście poszukiwanie gier w sklepie zajmuje trochę czasu, prób i błędów, ale gdy już wydłubiemy coś, co nas zainteresuje, zawsze warto wyszperać recenzję, zanim zainwestujemy ciężko zarobione parę groszy. Tu właśnie pojawiamy się my, testerzy, redaktorzy i „sprawdzacze”, którym udostępniono możliwość zbadania co też twórcy przygotowali dla swoich przyszłych klientów.
Kod do AppStore na „Magic Flute” otrzymałem już jakiś czas temu, jednak natłok obowiązków sprawił, że kompletnie zapomniałem o sprawie i przyznam, że teraz, już po testach, trochę żałuję. W dobie maniery na koszmarną pikselozę i odgrzewanie „retro kotletów”, trudno bowiem znaleźć świeże podejście i przyjemną oprawę audio-wizualną. Szczególnie na tą pierwszą „Magic Flute” kładzie nacisk. Jak sama nazwa sugeruje, mamy bowiem do czynienia z silnymi nawiązaniami do opery Wolfganga Amadeusza Mozarta o tym samym tytule. Dwuaktowa opera opowiada o młodym księciu, który w czasie wędrówki trafia do Królowej Nocy, by ostatecznie zdobyć rękę jej córki, oraz oczywista sprawa, pokonać zło. Historia prosta, choć ukrywa uniwersalne przesłanie i obfituje w wiele przygód księcia Tamino oraz towarzyszącego mu ptasznika Papageno.
Twórcy gry zdecydowanie czerpią z tej skarbnicy, używając jej jako tło do szeregu łamigłówek o rosnącym stopniu trudności, które w gruncie rzeczy doskonale wszyscy znamy. Naszym zadaniem, jest każdorazowo doprowadzenie postaci do wyjścia, za pomocą manipulacji przesuwnymi kaflami, nazwijmy to „podłogi”. Niektóre mają specjalne możliwości, inne są miejscem zagrożenia, z którego musimy uciec w określonym czasie, jeszcze innych nie da się ruszyć z miejsca ani na nie wejśc. Jeśli ktoś kiedykolwiek w życiu grał w proste gierki typu „Unblock Me”, nie będzie miał najmniejszego problemu, by się w zabawie szybko odnaleźć. Z resztą początek zabawy to wygodny samouczek a narracja w tle, wypowiadana głosem nobliwego szambelana, również da nam trochę podpowiedzi.
Całość okraszono prostą, ale jednocześnie bardzo ciekawie zaprojektowaną grafiką, która jako żywo pasuje niezmiernie do idei opery, gdzie nie liczy się twarz a raczej kostium i wszystko jest niezwykle umowne. Można powiedzieć, że operowy przerost formy nad treścią (co akurat w tym przypadku jest zaletą i niejako znakiem rozpoznawczym tego rodzaju sztuki), twórcy gry poddali pewnym uproszczeniom, które jednocześnie utrzymują klimat „Czarodziejskiego Fletu”.
Pod względem dźwiękowym będziemy mieć do czynienia z klasyką, a przynajmniej wyraźną stylizacją w tym kierunku. Czy to nie za ciężki temat dla współczesnego i przeciętnego zjadacza chleba? Śmiem twierdzić, że nie. Kto wychował się na bajkach Disneya, nie odczuje żadnego dyskomfortu. Muzyka jest łagodna, nienachalna i stanowi doskonale tło oraz uzupełnienie całości. Z resztą tak naprawdę wszyscy znamy i cenimy klasykę. Jeśli nie osłuchaliśmy się nią w bajkach z dzieciństwa to z pewnością nie raz wgniotło nas w fotel w czasie seansów filmowych. Z tej też przyczyny, uważam że nic nie stoi na przeszkodzie by była udźwiękowieniem w grze-łamigłówce. Jak dla mnie po prostu bardzo dobry pomysł.
Jeśli chodzi o sterowanie, to jest dziecinnie proste. Płytki przesuwamy palcem i właściwie to tyle. Nie trzeba żadnych przesadnych umiejętności manualnych by w „Magic Flute” zagrać. Za to im dalej, tym więcej mocy przerobowych wymaga się od naszych synaps. Poziom skomplikowania rośnie dość łagodnie, zatem nie ma obaw o nagłą frustrację. Żeby ująć temat bardziej obrazowo – jest wyzwanie, ale nie ściana płaczu. Może nawet jest ciut za łatwo. Z drugiej strony, gra wydaje się być skierowana do grupy 7-77 lat, więc każdy w końcu dojdzie do etapu, który wyciśnie z niego siódme poty i wymusi ponowne podejścia do zadania. I to jest cały urok wszelkich łamigłówek. Najwięcej frajdy przynosi pokonywanie trudności.
Podsumowując.
„Magic Flute” pod względem audiowizualnym to może nie majstersztyk, ale na pewno pozycja bardzo ładna, dopracowana i pomysłowa. Sama rozgrywka nie jest również niczym odkrywczym czy nowatorskim. Nie zmienia to faktu, że spędzimy przy niej przyjemne chwile, poznając historię księcia Tamino bez potrzeby przebrnięcia przez całą operę, co dla mnie osobiście zawsze było wyjątkowo żmudnym zajęciem. W tym konkretnym przypadku liźniemy klasyki, dowiemy się czegoś nowego a przy okazji sympatycznie się pobawimy. Polecam i oby takich pozycji było jak najwięcej.