Pokaż mi swoje etui, a powiem ci kim jesteś.

Temat zabezpieczania elektroniki jest niczym Wisła. Szeroki, czasem wylewa i nie zawrócisz go kijem. Przynajmniej tak głosi stare powiedzenie. Jednak użytkownicy nieustannie zadają sobie  pytanie jak dbać o świeżo kupione cudko techniki, a szkół, o ile można tak określić różne przekonania, jest wiele. Ponieważ przebrnąłem chyba przez wszystkie dostępne opcje na rynku, postanowiłem podzielić się moimi obserwacjami.

Userów można podzielić na trzy główne nurty. Pozwoliłem sobie nadać im nazwy, które w dużej mierze oddają wyznawaną filozofię. Rezonerzy, Spartanie i Pragmatycy. Oraz Bling Bling, będący raczej ciekawostką przyrodniczą niż konkretną grupą.

Dla Rezonera najważniejsze jest podkreślenie, że go stać (nawet jeśli stać tylko jego starych, lub w ogóle go nie stać i żre szczawiową z mirabelkami). Bez względu więc na to, jakiego sprzętu używa, zakłada używanie go do momentu zniszczenia lub też chęci wymiany na nowszy model. Nie planuje sprzedaży, nie chce się cieszyć przedmiotem „jak najdłużej”. Twierdzi, że stać go, by w razie problemu zakupić drugi lub po prostu nowszy model, a uszkodzony wyrzucić do śmietnika. W związku z tym, nie używa żadnych dodatkowych zabezpieczeń, które miałyby elektronikę chronić.

Jako dodatkowy powód podaje czasem chęć obcowania z tzw „feeling’iem” przedmiotu oraz deklaruje głęboką pogardę dla etui, które niweczy starania projektantów, próbujących uszczknąć drogocenne minimetry na rozmiarach gadżetu. Mimo licznych i głośnych deklaracji w sieci, rzeczywistość sugeruje, że grupa ta stanowi zdecydowaną mniejszość „etniczną”. Realna grupa.

Z moich obserwacji wynika, że zaledwie jeden na trzydziestu albo i więcej posiadaczy tabletów czy smartfonów, zupełnie niczym ich nie zabezpiecza. Reszta po prostu kłamie w nieudolnej próbie awansu do grupy ludzi „Bold and Beautiful”. Ilość ta rośnie wraz z malejącą wartością elektroniki oraz, co oczywiste, stanem posiadania. Bierze i nie dba, bo kto bogatemu zabroni. Zepsuje, to nabędzie drugi. I TEJ WERSJI BĘDZIE SIĘ TRZYMAŁ CHOĆBY GO W PASKI CIĘLI. Posiadacze supermarketowej technologii również chcą podkreślić, że idą i kupują „jak bułki”. Co to dla nich trzysta złotych.

Spartanie, jak się można domyślić, to trochę wariaci, trochę naturszczyki a trochę wielbiciele trudnych warunków bytowych. Z reguły zakładają najgorsze, mają drewniane ręce i prowadzą tryb życia, który jest dla elektroniki szczególnie trudny. W ich opinii hulaki, szaleńcy i paralotniarze. W rzeczywistości są to rodzice rozbrykanych pociech, pracownicy fizyczni, budowlani i obsługa maszyn ciężkich. Trafiają się oczywiście również sportowcy, fani survivalu czy myśliwi, ale ci najczęściej mają na tyle oleju w głowie, by nie zabierać na wyprawy delikatnej elektroniki. W OGÓLE. I stosować produkty do takich celów przeznaczone.

g-form-etui-extreme-folio-nouvel-ipad-noir-vue-face-ouvert

Spartanie wyszukują najbardziej pancerne obudowy i zabezpieczenia dostępne na rynku. Poczynając od wodoodpornych i pyłoodpornych konstrukcji za grube pieniądze, a na amatorskich rozwiązaniach z balona i styropianowych kulek kończąc. Potrafią godzinami kłócić się, które etui wytrzyma nacisk przejeżdżającego czołgu a jakie polegnie pod zwykłym wózkiem widłowym. Z wypiekami oglądają filmiki o strzelaniu w tablet z kałasznikowa oraz tracą całe godziny życia na analizę, czy szafir jest twardszy od Gorilla Glass i jaki bumper ochroni wyświetlacz przy upadku po betonowych schodach.

Image result for etui funny

Jest to druga co do liczebności grupa i stanowi żelazny trzon przyzakupowych nabywców dodatkowych ubezpieczeń. Oraz faktycznych klientów firmowych serwisów naprawczych. Jak to mawiają – towar pali im się w rękach. Albo ich dzieciom.

Pragmatycy to przeciętni zjadacze chleba. Najczęściej kupują wymarzone urządzenie za więcej niż są w stanie jednorazowo wydać, dlatego wartość przedmiotu jest dla nich mentalnie powiększona o tą różnicę. Dodatkowo, aby wymienić model na nowszy, planują zminimalizować koszty sprzedając poprzednika, zatem dość istotne jest zachowanie go w jak najlepszym stanie wizualnym i technicznym. Optymistyczne założenia z reguły koryguje rynek, na którym po roku odzyskują co najwyżej 3/4 kwoty zakupu. Po dwóch latach mają szczęście, jeśli wyrwą połowę. Ba, już samo otwarcie pudełka a nawet wyjście z nim za próg sklepu, automatycznie zmniejsza wartość elektroniki od 10 do 20 procent.

Pragmatycy lubią się cieszyć niezniszczonym sprzętem, choć raczej rzadko wyjmują go z zewnętrznych zabezpieczeń. Co kupują? Wszelkiego rodzaju folie na wyświetlacz, silikonowe plecki, pianki, torby i okładki. Ponieważ nie chcą oszpecać przedmiotu pancernymi obudowami (które przecież zabezpieczyłyby wszystko dużo lepiej), w zależności od zasobności portfela starają się nabyć coś, co wygląda ładnie i samo w sobie ma walory wizualne oraz, jeśli to możliwe, dodatkową przydatność w postaci stojaka, klawiatury czy miejsca na karty kredytowe.

etui-iphone-5-portefeuille-noir

Ponieważ Polacy to naród zarabiający tak naprawdę niewiele, ta grupa jest zdecydowanie najliczniejsza. Bardzo często wymienia się opiniami na temat poszczególnych firm handlujących akcesoriami do elektroniki i stanowi niewyczerpane źródło sporów, głupich pytań oraz niskiej samooceny, która zwiększa agresję w sieci.

Jest jeszcze czwarta grupa, dość ruchoma i nie dająca się jasno sprecyzować, dlatego w skrócie określam ją jako „Bling, bling” lub Pokemony. Mieszczą się w niej zarówno młodociane artystki z pudełkiem pełnym cepelii i tubą kleju, jak i junacy z papierem ściernym i puszką lakieru samochodowego. Ta grupa to najczęściej wannabe artist lub osoby z syndromem „oryginalności za wszelką cenę”, dla których brak błyszczących dżetów i festyniarskich przeróbek jest nie do przyjęcia. Generalnie nie liczy się dla nich czego używają (a używają głównie taniochy i sprzętu z drugiej ręki), ale jak to wygląda po żmudnej sesji domowego dizajnu i zalaniu matce stołu rozpuszczalnikiem.

NL1G7CNDN0

Efekty ich starań najczęściej przypominają gipsowe krasnale posypane szczodrze brokatem i przybrane paroma serpentynami oraz bombką. Przy pierwszej zawierusze (czyt. normalnym włożeniu do kieszeni spodni lub plecaka) twór czyni mieniący się rozpizgaj w najbliższej okolicy, odpada, lapie rysy, łuszczy się i po tygodniu wygląda jak śmietnik przejechany walcem.

„Bling, bling” najczęściej z zazdrością spogląda na drogie flagowce, które są na tyle ładne, że nie trzeba ich przystrajać już niczym. Jednak gdyby dostało je w swoje łapy, to nie obędzie się bez choćby migającego wisiorka wetkniętego w gniazdo słuchawek, albo etui obszytego różowym futerkiem. Wewnętrzne pragnienie kiczu i bublowatości jest bowiem nie do pokonania. Z wiekiem zmieniają się w pomarszczone purchawy w leginsach i kitkach z kwiatkiem, udające nastolatki oraz dżentelmenów ze żmudną zaczeską i sportowym modelem Opla. Obowiązkowo upstrzonym naklejkami z płomieniem lub czachą.

A ty? W której grupie jesteś?