Klientem sieci Play jestem od dawna. Może nie od samego początku, ale wystarczająco długo by móc sobie pozwolić na pewne wnioski i podzielić się spostrzeżeniami. Jednak zacznijmy od początku.
Przygodę z powyższym dostawcą usług telekomunikacyjnych zacząłem ze względu na konkurencyjne ceny oraz ciekawą ofertę. I nie było to czyste sknerstwo, choć niektórzy mogą to insynuować. Po prostu nie lubię płacić więcej niż to konieczne a już w szczególności nie znoszę płacić za to, czego nie potrzebuję. Może właśnie dlatego tak mnie irytowały kolejne „super oferty – specjalnie dla mnie” u mojego poprzedniego operatora. Z kilometra było bowiem widać, że żadne to super a już tym bardziej na pewno nie dla mnie. Gdyby którykolwiek z konsultantów spojrzał na sposób korzystania z ich usług zanim wykręcił mój numer, odpuściłby i sobie i mi zawracanie dolnych partii ciała.
Wydzwaniali jednak namiętnie, proponując świetne warunki – dołożenia mi na ten przykład minut na stacjonarne, z których nigdy w życiu nie skorzystam bowiem nie wykorzystuję nawet tego co mam w podstawowym abonamencie. Oczywiście odpłatnie, bo to przecież super oferta a wszelkie „supery” polegają na tym, że masz im zapłacić więcej. Trochę mi to przypominało dyskusję z namolnym handlarzem:
„Kup pan cegłę!” „Ale ja się nie buduję.” „ALE TANIO JEST! A ZA 10 CEGIEŁ WYCHODZI JESZCZE TANIEJ NA SZTUKĘ. OKAZJA.”
I tak w kółko. Kilkanaście minut przekonywania, że koniecznie musisz mieć te cegły za 30zł, bo bez nich twoje życie nie będzie pełne a co z nimi potem zrobisz, to już sprzedawcę nie interesuje. Przecież zawsze, w każdej chwili wręcz, możesz zacząć się budować.
Drugą bolączką były kiepskie oferty dla stałego klienta u większości operatorów (a wybór nie był za wielki). Zapewne wielu z was miało z tym do czynienia. Nowy klient dostawał korzystniejsze warunki niż ten, którego sieć doiła pięknie przez lata. Wielu poczuło się oszukanych i potraktowanych niesprawiedliwie, co mnie z resztą zupełnie nie dziwi, bowiem miałem dokładnie takie same odczucia. Zostawało godzić się lub odejść. Na szczęście na rynku pojawił się nowy gracz z całkiem ciekawym podejściem do interesu i tym sposobem padło na Play. Poszedłem.
Wybrałem opcję najbardziej korzystną, która miała dokładnie to, czego mi brakowało wcześniej – płynną kontrolę nad tym, za co płacę. Ofertę Mix. W jednym miesiącu potrzebowałem więcej minut na rozmowy? Proszę bardzo, pakiet. Internet na wyjeździe stał się kluczowy? Ależ nie ma problemu, pakiet. Trzeba było wydzwaniać na stacjonarne? Śmiało, pakiet. Do tego darmowe rozmowy w ramach sieci, smsy, rozsądna umowa. Szarpałem jak Reksio boczek.
Było dobrze. Aktywacja usługi następowała maksymalnie w ciągu doby, zatem można było dość wygodnie zaplanować sobie kolejne zmiany. Dodatkowo wszystkie niewykorzystane złotówki z doładowań, minuty, smsy oraz pakiety internetowe przechodziły na kolejne miesiące kumulując się pięknie i dając dość spore pole do popisu.
Najwyraźniej to, co tak bardzo podobało się mi i miało ze wszech miar ręce, nogi, logikę i rozsądek, przestało się podobać „melanżmętowi” Play’a. Co z tego, że co miesiąc otrzymywali kontraktowe doładowanie, które stawiało Mixa pod względem systematyczności na równi z abonamentem. Przecież taki Kowalski, to sobie tak zarządzał tymi pieniędzmi, że mu na wszystko wystarczało i jeszcze zostawało do wykorzystania w następnym okresie rozliczeniowym! A przecież można wyrwać więcej! Można mu to wszystko zabrać od razu i kazać dopłacić! JUHU. Zróbmy tak!
I zrobili.
W tym roku kończą mi się dwa kontrakty Mixa, ponieważ używam dwóch numerów. Jednego służbowo, drugiego prywatnie. W obu przypadkach, spokojnie mieściłem się w doładowaniach. Postanowiłem więc pójść i przedłużyć to co mam, nie bawiąc się zanadto w nowe telefony, choć i tak bym pewnie jakiś dostał za złotówkę czy kilka dych. I tu się skończyła bajka.
Miła pani konsultantka stwierdziła, że nie może mi umowy przedłużyć, bowiem posiadanej przeze mnie oferty już nie mają. Jest jednak dalej Mix i mogę swój numer przenieść do tegoż. Wywiązała się wtedy mniej więcej taka rozmowa.
Ja: Co z moimi zgromadzonymi minutami, gotówką do wykorzystania i pakietem danych? Czy przejdzie za numerem?
Konsultantka: Nie. Tamta umowa wygasa i zawierana jest nowa.
Ja: Czy zatem mogę zostać na starej umowie i dalej doładowywać konto jak do tej pory?
Konsultantka: Doładowywać Pan może, jednak będzie Pan doładowywał „na pusto”. A to co Pan miał i tak zniknie wraz z końcem umowy.
Ja: Na pusto?
Konsultantka: Na pusto czyli bez umowy, bez żadnych bonusów z niej wynikających bo przecież wygasła. Ale z numeru pan może nadal korzystać, tyle, że to się zupełnie nie opłaca, bo warunki są gorsze.
Tu się poddałem trochę: No dobrze, to jak wygląda ten nowy Mix?
I kolejna niespodzianka. Nowa oferta Play Mix, to już nie jest Mix. Nazwa niby ta sama, jednak tak naprawdę zamienił się on w zwykły abonament. Nie mamy żadnego wpływu na to, jakie pakiety wykupione będą za doładowania. Play nam narzuca pakiety, które w całości i z góry „pożerają” całą kwotę. Gorzej! Nie możemy ich choćby podmienić w trakcie umowy, czyli na ten przykład, zrezygnować z pakietu minut na rzecz, jednakowego w kwocie, drugiego pakietu internetowego. Nie możemy, bowiem te pakiety są obligatoryjne i nie mamy nic do gadania. Czy to nie przypomina abonamentu?
Oczywiście, jeśli chcemy, możemy sobie jakiś pakiet DOKUPIĆ. Czyli jeśli nam przyjdzie ochota na więcej internetu, to doładowujemy konto i dobieramy niezbędny pakiet. Prawda, że sprytnie to obmyśliły Play’owe melanżmęty? Kliencie, skończyły się dobre czasy i promowanie marki na rynku. Teraz przyszedł czas żniw.
Na szczęście są inni operatorzy i można się po prostu przenieść. Choćby dla samej zasady, że jak się nie szanuje klienta, to się go traci. Reszta operatorów telekomunikacyjnych już nabyła wiedzę jak kończy się cwaniakowanie kosztem czyjegoś portfela. Wtedy zyskał na tym Play. Najwyraźniiej teraz i on musi się nauczyć.
Co jednak, jeśli nie chcemy rezygnować z usług fioletowego usługodawcy? Może bowiem być tak, że większość naszych bliskich i znajomych korzysta z tej właśnie sieci. A my chcemy z nimi utrzymywać kontakt, mimo skopanej oferty i poczucia bezradności. Znalazłem na to radę.
Rezygnujemy z umowy.
Po prostu ją rozwiązujemy i kupujemy numer na kartę. Okazuje się bowiem, że to co było w Mixie mamy w opcjach na kartę. Możemy wybrane oferty włączać, wyłączać i zmieniać w zależności od potrzeb. W danym miesiącu potrzebujemy tylko trochę rozmów i nic więcej – aktywujemy ofertę za skromne 7 złotych, w której mamy darmówki do Play i odrobinkę internetu. Kolejny miesiąc wymaga nieco więcej wydzwaniania i 1GB internetu – jest oferta 3w1 za 14 złotych, z czego pierwszy tydzień gratis. Dużo dzwonimy i przeglądamy sieć – proszę bardzo, za 4w1 z 3GB pakietem netu zapłacimy jakieś 20 zł. Nie mówiąc już o sytuacji, w której wybieramy najtańszą opcję i pakiet 10 GB za 10zł. Razem jakieś 17 zł i net na okrągło.
Jedyną niedogodnością takiego rozwiązania jest konieczność poinformowania wszystkich o naszym nowym numerze telefonu. Oraz zapamiętania go. Choć to ostatnie też można sobie nieco ułatwić. Jeśli mamy na zbyciu marne 25 zł to możemy sobie wykupić Złoty Numer, czyli ciąg cyfr łatwy do zapamiętania. Można? Można.
Ponieważ potrzebowałem jednego z numerów na „tu i teraz”, wziąłem nowego, spapranego Mix’a. Razem z telefonem, który najpewniej sprzedam i tym sposobem powetuję sobie poniesione straty. Żartuję oczywiście – gotówka ze sprzedaży słuchawki zdecydowanie i wielokrotnie przekroczy te wartości, przepadła mi bowiem śmieszna kwota a pakiety jeszcze śmieszniejsze. Nie mniej jednak liczy się sam fakt, że zabrano mi coś, za co zapłaciłem, a takich sytuacji szczególnie nie lubię. I nie chodzi o wartość – mogę oddać z „dobroci serca” pięć dych menelowi, ale jak mi ukradnie dwa złote to dostanie w papę. W życiu trzeba mieć bowiem dwie rzeczy – fantazję i zasady. Przyroda.
Drugi numer jednakowoż zlikwiduję by przejść na kartę. Play wzgardził większą kasą, co miesiąc, rzetelnie i bez opóźnień, ale z moim zarządzaniem tą kwotą? No to dostaną 7 złotych, w porywach do 17. O ile zajdzie potrzeba korzystania z internetu.
I na koniec tylko jedna uwaga. Żaden konsultant, a kontrolnie sprawdziłem warunki u trzech (czasem się okazuje, że obsługa nie do końca ogarnia i wygaduje jakieś głupoty a potem dostajemy co innego w papierach), nie poinformował mnie, że w moim przypadku i z moimi wymaganiami w jakimś zakresie pasuje rozwiązanie „na kartę”. Nie jest to może ideał, ale wystarczająco blisko, by poważnie rozważyć zmianę. Wszyscy milczeli jak grób w tej kwestii i jedyne co im przyszło do głowy to, hehe, abonament. Zupełnie jakby była w tym jakaś różnica. Tu dwa lata, tam dwa lata, tu do bani, tam do bani. Tu płacisz i tracisz, tam płacisz i tracisz. Interes życia.
Prawdę powiedziawszy ciekaw jestem kiedy w Play się ockną i dotrze do nich, że dublują ofertę nie dając nic, co by klienta miało do niej zachęcić. Tak jak i ciekaw jestem kiedy pozostali operatorzy wykorzystają tę „lukę” w usługach konkuretna, proponując brakujące rozwiązanie u siebie. Choćby pod hasłem „TY DECYDUJESZ ZA CO PŁACISZ”. Oby szybko. Na rynku usług telekomunikacyjnych trzeba łapać okazję za włosy, zanim ta wyłysieje, a łysieje z każdym oddechem. Przekonała się o tym Era, zmuszona uciekać w nową markę czy Plus, którego coraz mniej widać na rynku. W dodatku, w dobie rozrastających się „supermarketowych sieci” trudno jest zyskać, łatwo stracić a klient coraz bardziej świadomy, wybredny i nauczony przez samych dostawców usług, że lojalność nie popłaca.