W grudniu ubiegłego roku recenzowałem projekt EarthCore. Shattered Elements wrocławskiego studia Tequila Games. Trochę się przy tym nad nim pastwiłem, bowiem należy do niezbyt przeze mnie lubianej dziedziny gier karcianych. Projekt był w fazie testów i przeróbek, zatem wiele rzeczy dało się jeszcze poprawić i obecnie wypuszczono finalną wersję. Dzięki uprzejmości Tequila Games, mogłem porównać wrażenia z tej i poprzedniej wersji. Jak gra wygląda po dopieszczeniu? Czy oczekiwania graczy zostały w pełni zaspokojone? O tym poniżej.
Rozgrywka
W tej kwestii nie zmieniło się za wiele. I bardzo dobrze, bowiem pomysł na formę zabawy uważam za świetny. Nadal mamy do czynienia z trzema żywiołami, które na zasadzie wzajemnych zależności zwalczają się w turowych potyczkach. Mniej więcej na zasadzie zabawy w Papier, Kamień i Nożyce. Ogień niszczy ziemię, Ziemia wchłania wodę a Woda gasi ogień. Oczywiście każdy początkujący Mag Żywiołów zakrzyknie zaraz “A gdzie powietrze?”. I będzie miał słuszność. Powietrza w zestawieniu nie ma, jednak zamiast niego wprowadzono Pył. Pył to rodzaj kart, które z założenia nie mają żadnego przypisanego żywiołu i w związku z powyższym – zawsze przegrywają. Po cóż zatem istnieją w grze? O tym przeczytacie w części “Grywalność”.
Na początku rozgrywki przywita nas rozbudowany samouczek, który przy okazji doprowadzi nas do otrzymania pierwszej talii kart. Muszę przyznać, że jest to jeden z lepszych samouczków, z jakimi miałem do tej pory do czynienia. W pełni dubbingowany, po polsku, bardzo starannie wyjaśniający poszczególne zagadnienia i po prostu miodny. Myślę, że po nim nikt nie będzie mógł powiedzieć, że czegoś nie zrozumiał. Do poszczególnych elementów dodano dodatkowe filmiki a system pomocy jest dostępny w każdej chwili zabawy. Wielki plus dla Tequila Games za to wprowadzenie. Dzięki niemu nawet taki antyfan karcianek jak ja, z miejsca czuje się jak “u siebie” i może skupić na rozgryzaniu taktyki.
Możliwości tejże, są naprawdę duże mimo pozornej prostoty zabawy. Spore znaczenie ma również losowe generowanie kart oraz ich przypadkowe dobieranie w czasie rozgrywki. Zdarzały mi się rozdania, których po prostu nie mogłem wygrać, ze względu na bardzo kiepską kartę. Z kolei w innych przypadkach to przeciwnikowi nie szło i dostawał srogiego łupnia. Zatem nawet jeśli jesteśmy prawdziwym Napoleonem i potrafimy ograć kasyno przy stole do Blackjack’a, to nie zawsze będziemy zwycięską stroną. Liczę to na spory plus, bowiem nie ma nic lepszego ponad dreszczyk niepewności co nam wypadnie z puli.
Obraz i udźwiękowienie
Wizualnie EarthCore jest prawdziwą perełką wśród gier. Interfejs jest ergonomiczny i czytelny, grafiki dopieszczone i doskonale dobrane, projekty kart przepiękne. Wydaje mi się, że w porównaniu do wcześniejszej wersji dopieszczono jeszcze elementy animacji, choć to już tylko subiektywne wrażenie, nie podparte żadnym dowodem. Mimo dość statycznej rozgrywki, nie odczuwa się niedosytu wizualnego. Animacje efektów specjalnych nie są ani za długie ani za krótkie. Bardzo ładnie obrazują swoje właściwości i przyznam, że nie potrafię znaleźć niczego, co dałoby mi powód by się przyczepić. Projekt muszę uznać za niezwykle udany, przemyślany i dopracowany.
W poprzedniej recenzji narzekałem na problem z niektórymi dubbingami i z zadowoleniem stwierdzam, że ten problem wyeliminowano całkowicie. Aktualna wersja brzmi o wiele lepiej, utrzymuje się w klimacie i nie ma poczucia “zgrzytu” przy niektórych głosach. Podpowiedzi poszczególnych kart są świetnie dobrane a dźwięki interfejsu doskonale współgrają z całością.
Muzyka? Tylko w Tawernie jest do wytrzymania. Reszta lokacji to wojenne, rytmiczne bębny z męczącymi trąbkami w tle i choć warto przyznać, że utrzymane w jednej stylistyce, to nadal nie mogę ich znieść na dłuższą metę. Zapewne znajdzie się wielu o zupełnie odmiennej opinii zatem nie poczytuję to jako wadę sensu stricto. Po prostu kwestia gustu i w mój nie trafiło. Za plus w tym nieszczęściu uznaję fakt, że można samą muzykę w cholerę wyłączyć i odtwarzać sobie dźwięki z zewnętrznej aplikacji. Zatem jeśli komuś, tak jak mi, będzie męczyła ucho, to sobie bez problemu “zmieni płytę” zostawiając tylko dźwięki interfejsu.
Grywalność
Podstawową wartością karty jest jej żywioł. To on w całości decyduje o wygranej lub porażce bez względu na to, jakie inne parametry posiada karta. Naszym zadaniem jest tak rozmieszczać talię, by przeciwstawić sobie odpowiednie żywioły.
Karta, oprócz koloru (żywiołu), może mieć specjalną właściwość oraz, co ważne, każda ma stopień ryzyka. Stopień ryzyka to ilość punktów, jakie uderzą w nas w razie przegranej. Prosty przykład. Jeśli mamy kartę Wody o ryzyku 6 a przeciwnik kartę Ziemi o ryzyku 9, to przegrywając otrzymujemy obrażenia 6. Gdyby przeciwnik miał kartę Ognia, on stałby się ofiarą i otrzymał obrażenia o wartości 9. W sytuacji remisu (ten sam żywioł), obie karty odwracają się i ich wartość jest sumowana z figurą, jaka zostanie położona na wierzchu. Warto o tym pamiętać i bardzo uważać w kolejnych turach.
Podstawowym parametrem na jaki wpływa stopień ryzyka to HP, czyli punkty życia. Bazowo otrzymujemy pewną ich ilość i jeśli stracimy wszystkie – przegrywamy. Mamy tu więc styczność z dość zabawną sytuacją. Nie zależy nam bowiem na jak najwyższej “cyferce” przy karcie tylko wręcz przeciwnie. Im niższa, tym dla nas lepiej. Przeciwnikowi zaś możemy śmiało życzyć samych wysokich not. Z początku, przyznam, nieco ciężko się przestawić na ten rodzaj myślenia, ale po kilku rozgrywkach problem znika.
O specjalnych właściwościach (a jest ich sporo), możemy w każdej chwili przeczytać klikając na symbolizującą je ikonkę. Co istotne, w jednej turze możemy użyć tylko jednej właściwości. Mogą być one pasywne lub aktywne, czasem trafią się będące nawet wadą. Nie musimy używać wszystkich jakie posiadamy i trzeba to robić z głową, bowiem zdarzy się wielokrotnie, że więcej przyniosą nam szkody niż pożytku. Warto być po prostu uważnym i zapoznać się dobrze z opisem by nie wylądować z mocną kartą zamienioną w Pył na własne życzenie. I tu wracam do pytania z początku recenzji. Po co karty Pyłu w rozgrywce?
Możemy na nich użyć specjalnych właściwości innych kart i dla przykładu – zamienić je w kartę z żywiołem, podmienić z kartą będącą na przegranej pozycji aby zminimalizować własne straty czy przeciwstawić innej karcie “pyłu” by zremisować i użyć innej, właściwej już karty w kolejnej turze.
Tak mniej więcej przedstawiają się podstawy mające wpływ na bardzo wysoką grywalność EarthCore. Generalnie są dość proste i bardzo szybko rozgryziemy co z czym się je, jednak losowość kart, obecność Mnożników (na wybranym polu Punkty Ryzyka są zwielokrotnione) i potrzeba dobrego przemyślenia co gdzie powinniśmy położyć sprawiają, że ciężko się oderwać i ochota na magiczną “jeszcze jedną partyjkę” staje się dość duża.
Co dla fanów story tellingu? Mnóstwo smaczków. W tle mamy rozbudowaną historię krainy, otrzymujemy zadania, za których wykonanie dostajemy złoto i ciekawe, dodatkowe karty. Bierzemy udział w historii krainy a docelowo nawet w dużych event’ach na wielu graczy. Sława, chwała i ratowanie królestwa jak w starym dobrym RPG. Rzecz jasna z każdym wykonanym zadaniem zwiększamy swój poziom doświadczenia i otrzymujemy dostęp do dodatkowych opcji typu Zbrojownia, Klaser czy Arena. Można tam zmieniać awatary, frakcję, odbywać walki rankingowe, sparringi czy trenować bohaterów.
Wprowadzono rzecz jasna sporo opcji społecznościowych, bez których nie mogło się obejść. Znajdziemy dzięki nim przeciwników, rankingi, porady, czat w multiplayerze i tym podobne. Dodano też możliwość zamieszczania filmików z poszczególnych rozgrywek, co na pewno jest ciekawą funkcją. Każdy, dla kogo opcja dzielenia się ze światem osiągnięciami w grach jest istotna i niezbędna do pełni szczęścia, powinien być usatysfakcjonowany.
Nie można też zapomnieć o funkcji “craftingu”. Co prawda była omawiana już w poprzedniej recenzji, ale należy ją wyszczególnić jako jedno z ciekawszych rozwiązań. Dzięki niej możemy tworzyć własne karty o wybranych właściwościach i otrzymywać Bohaterów. Aby uspokoić obawy o tworzenie “winning decków”, twórcy zapewniają, że nie będzie takiego układu, który wygrywałby wszystko a losowość i dobieranie poziomów wyeliminuje problem PG oraz “farmienie” na słabszych zawodnikach. Dla nieobeznanych, przetłumaczę to na język bardziej zrozumiały – żaden układ kart nie zapewni stuprocentowej skuteczności i na każdy będzie jakaś odpowiedź a losowość kart i dostosowanie przeciwników poziomami, zapewni uczciwą rozgrywkę. Słabsi gracze nie będą nieustannie “bici” przez mocniejszych i nie pozostaną przez to bez szans na konkretną rozbudowę własnych sił. Takie wyrównanie walki zapewnia starszeństwo żywiołu nad specjalnymi umiejętnościami i fakt, że można użyć tylko jednej w czasie tury.
Na koniec kilka słów o frakcjach. W wielkim uproszczeniu, każda obniża poziom ryzyka danego rodzaju kart i dodaje jakiś bonus, typowy dla danej grupy. Magowie dostają talenty zmiany żywiołów, Łotrzykowie bonusy do uników a Wojownicy zadają większe obrażenia.
Podsumowanie
EarthCore. Shattered Elements to przykład wzorcowego podejścia do projektu. Nie ma tu nic na “odwal” i “byle było”. Nie ma niedoróbek i idiotycznych bugów. Nie doszukamy się niedopracowanych elementów, które psują rozgrywkę. Wszystko jest na swoim miejscu, doskonale przemyślane i zaprojektowane. Założenia pozwalają na zróżnicowaną i rozbudowaną zabawę, funkcje społecznościowe zapewnią kontakt z innymi graczami a opcja tworzenia kart, jak mniemam, zdobędzie ogromne rzesze fanów. Choć to tylko karcianka, mogę ją z czystym sumieniem polecić każdemu, kto nie stroni od drobnych łamigłówek i lubi dopracowane produkcje. Polacy po raz kolejny pokazali, że nasze rodzime produkcje w niczym nie ustępują projektom zagranicznym a w wielu przypadkach zdecydowanie je przewyższają.
Grę znajdziemy zarówno na iOS, a na Androidzie pojawi się w późniejszym terminie.