Jeśli nie liczyć maleńkiego ciałem (acz potężnego duchem) Singapuru, Specjalnego Regionu Administracyjnego Hongkongu i niezmiennie traktowanego przez Chiny jako własne terytorium Tajwanu, można przyjąć że Xiaomi produkuje telefony wyłącznie na potrzeby rodzimego rynku. Ta sytuacja ma jednak ulec zmianie.
Kiedy pół roku temu Hugo Barra porzucił kluczowe stanowisko w Google na rzecz stołka w Xiaomi, trudno było wyrokować w jakim stopniu jego zapowiedzi o wprowadzeniu młodej, dynamicznie rozwijającej się chińskiej firmy na międzynarodowy rynek zostaną urzeczywistnione. Do tej pory Xiaomi zwróciło na siebie uwagę kilkoma modelami smartfonów o doskonałym stosunku jakości do ceny, z hitowym Red Rice (Hongmi) na czele. Zasłynęło również nieszablonową marketingową strategią niedosytu (hunger marketing), zasypując rynek raz po raz mocno ograniczonymi ilościowo i czasowo ofertami. Warto przypomnieć że firma pod wodzą Lei Juna wyróżnia się jeszcze na jednym polu – stworzyła własną wersję Androida (MIUI) i konsekwentnie zasila nią swoje urządzenia, dostarczając jednocześnie cotygodniowych aktualizacji opartych w dużej mierze o sugestie użytkowników.
W środę, 23 kwietnia, oficjalnie ogłoszono zamiar rozpoczęcia sprzedaży smartfonów Xiaomi na ternie dziesięciu państw: Brazylii, Filipin, Indii, Indonezji, Malezji, Meksyku, Rosji, Tajlandii, Turcji i Wietnamu. Wybór dość egzotyczny ale dokonany z raczej oczywistym zamysłem – na początek omijamy państwa bogate, gdzie wysoka cena urządzeń uznanych producentów nie jest dla konsumentów istotną barierą. Nie mam wątpliwości, że po pomyślnym opanowaniu pierwszych przyczółków przyjdzie czas na powiększenie pola rażenia.
Nie miałbym nic przeciwko temu, by w przyszłości Xiaomi zechciało również zahaczyć o Polskę.
Źródło: Phone Arena