Wraz z Lumią 1020 zaopatrzono mnie w pakiet akcesoriów stworzonych specjalnie dla tego modelu. Nie są to wszystkie dodatki, jakie można dostać, ale spośród długiej listy akcesoriów do wspomnianej Lumii te, które mam przyjemność przedstawić, są najciekawsze.
- Uchwyt z powerbankiem do Lumii 1020
Funkcjonalny niezbędnik dla każdego, kto posługuje się swoją 1020 jak aparatem cyfrowym. Specjalnie wyprofilowany uchwyt powoduje, że smartfon trzyma się jak prawdziwą cyfrówkę, a wbudowany powerbank o pojemności 1020 mAh przedłuża czas działania aparatu, więc w efekcie Lumią 1020 można fotografować przez około 6 godzin bez przerwy.
Uchwyt wykonano z tego samego materiału co Lumię 1020, jednak w przeciwieństwie do niej, w akcesorium zdarzają się elementy niespasowane idealnie i przez to trzeszczące. Mimo to nie można uznać uchwytu za niepraktyczny, ponieważ wszystko zostało tu doskonale przemyślane. W obudowie smartfon chowa się tak, żeby przypadkowe naciśnięcie przycisków pod ekranem było niemożliwe, a fizyczny spust aparatu wbudowany w smartfon jest ukryty i zastąpiony przez dużo większy i wygodniejszy odpowiednik. O stanie naładowania akumulatora informuje nas zestaw 4 małych diód i przycisk, który je uaktywnia.
Jest to bardzo wygodne akcesorium, które potrafi uczynić z naszej Lumii 1020 porządną cyfrówkę (ma nawet miejsce na wkręcenie statywu). Cena w wysokości 199 zł jest bardzo rozsądna i mogę nawet stwierdzić, że uchwyt ten jest niezbędny, by w pełni wykorzystać możliwości naszego fotograficznego smartfona, jakim jest Lumia 1020.
- Bezprzewodowa ładowarka
O ładowaniu indukcyjnym słyszy się od jakiegoś czasu i szczerze mówiąc jestem sceptycznie nastawiony do tej koncepcji, a dołączone akcesorium wcale nie sprawiło, że nagle uznałem bezprzewodowe przesyłanie prądu do smartfona za praktyczne.
Ponieważ Nokia Lumia 1020 nie posiada wbudowanego odbiornika indukcyjnego, z pomocą przychodzi case dołączony do ładowarki bezprzewodowej. Poza nim w zestawie akcesorium natkniemy się na duży transformator z długim (2.8 m) kablem znanym z dawnych telefonów Nokii, do którego z drugiej strony możemy podłączyć tackę w kształcie spłaszczonego jaja, służącą do ładowania.
Wspomniany case może być używany przez cały czas (nie da się jednak nałożyć na smartfona case’a i jednocześnie opisanego wcześniej uchwytu) jako zwyczajny ochraniacz telefonu przed upadkiem, jednak nie podoba mi się sposób jego mocowania do telefonu, czyli „na zatrzaski”.
Sam proces ładowania jest banalny: kładziemy smartfona w indukcyjnym ubranku na ładującej podstawce i czekamy. Ładowanie trwa długo, bo około 6-8 godzin, a informuje nas o nim dioda wbudowana w podstawkę oraz ikonka ładowania na ekranie smartfona.
Ładowanie indukcyjne może różni się od tradycyjnego głównie dwoma aspektami – brak kabla i dłuższy czas ładowania. Sprawdzi się to gdy kładziemy telefon na podstawce przed snem, żeby rano naładowane urządzenie podnieść, schować do kieszeni i wyjść z domu. Druga opcja – jeżeli pracujemy cały dzień przy jednym biurku i często rozmawiamy. Podczas rozmowy trzymamy telefon w dłoni, po rozmowie odkładamy na to samo miejsce, czyli na ładującą podstawkę. Wtedy urządzenie co chwila jest odrobinę rozładowywane, a potem trochę doładowywane, więc bateria się nie wyczerpie a nam nie wije się kabel wokół dłoni. Ponieważ nie pracuję w biurze i nie prowadzę tak często rozmów telefonicznych, do opcji drugiej ładowarka taka mi się nie przyda. Na noc nie widzę problemu w podłączeniu telefonu kablem i położeniu go niż tylko położeniu, więc indukcyjna ładowarka kompletnie mi się nie przyda.
Testowany model można nabyć w sklepach za około 180 zł, co jest przyzwoitą ceną jak na taki sprzęt, a decyzję o przydatności takiej ładowarki pozostawiam Wam.