Kaprawym Okiem – Gumno chłopu nie zegarek.

“Gonił pawia chłop po gumnie

Lecz ten mu uciekał dumnie

Kiedy paw się schował w dziurę

Chłop się wk*wił, zabił kurę

Morał ciśnie się z ust szparek

Gumno chłopu, nie zegarek”

Tym oto, pozornie bezsensownym i oderwanym od świata IT wierszykiem, można podsumować całość poniższego felietonu. Jednak jeśli chcecie sprawdzić co opisuje te kilka wersów rymowanki, zapraszam do czytania.

Bycie gadżeciarzem w Polsce to trudne hobby. Jeśli komuś się wydaje, że standardowy fan gadżetów po prostu kupuje prawie wszystko co jest nowinką technologiczną a już na pewno wszystkim się zachwyca, jest w wielkim błędzie.

Po pierwsze, bieda.

Smartwatch1984style-46433

Jesteśmy narodem biednym na poziomie krajów ogarniętych konfliktami zbrojnymi, klęskami żywiołowymi i temu podobnymi nieszczęściami. Napisałbym, że jest tak źle jak w krajach ogarniętych kryzysem, ale byłby to łeż i wszeteczeństwo. Kraje proszące o wsparcie ze względu na kryzys mają i tak wyższą stopę życiową niż u nas. I nie wierzcie bajkom jakie puszczają wam w telewizji. To propaganda najgorszego gatunku. Radzę wyrzucić telewizor i porównać wynagrodzenia z cenami podstawowych towarów i usług u nas, i za granicą. Wszystko jest w internetach. Elektronika jest u nas przy tym droższa niż u sąsiadów, co skutecznie ogranicza możliwości przeciętnego Kowalskiego (czyli moje na przykład).

Po drugie, dostępność.

6e7

W wielu przypadkach, jako rynek, traktowani jesteśmy na równi albo gorzej od krajów tak egzotycznych jak Mozambik albo Republika Zielonego Przylądka. Część urządzeń jest u nas w ogóle niedostępna a ich sprowadzanie to zabawa ryzykowna.  Często też pozbawiona sensu ze względu na, na przykład, brak wsparcia i problemy z realizacją napraw gwarancyjnych. Mimo Globalnej Wioski jaką stała się nasza błękitna planeta, brani jesteśmy za tak głęboką prowincję, że trzeba pytać Putina co to za wieś po zachodniej stronie Rosji. To my właśnie. Zatem jeśli nawet wystarczy nam zasobów w portfelu to możemy się obejść smakiem.

Po trzecie, rozum.

windows-95-on-samsung-gear-live-android-wear-by-corbin-davenport

Potrzeba stałego użytkowania rozumu wynika z dwóch powyższych powodów. Musimy wybierać mądrze, sensownie, z rozwagą. Dlatego czytamy, sprawdzamy i poszukujemy najlepszych rozwiązań zamiast po prostu kupować co nam się spodoba i cieszyć nową zabawką. Rdzennie słowiański gadżeciarz, autochton krainy malowanej zbożem rozmaitem, musi być bystry i zorientowany. Pod względem znajomości rynku IT, według statystyk, jesteśmy jednym z lepiej wyedukowanych narodów. Potrafimy rozpoznać modele, porównać specyfikacje, wybrać odpowiednie parametry by spełniały nasze oczekiwania, wyszukać najlepszą cenowo okazję, rozpoznać oszusta z podrobionym sprzętem na alledrogo (ewenement na skalę światową)! Rozumiemy różnicę między 1,8 GHz dwa rdzenie a 1,3 GHz cztery rdzenie. Potrafimy wybrać niższe cyferki na rzecz lepszej optymalizacji albo uzupełnić jedno urządzenie drugim w codziennym użytkowaniu. Jesteśmy jak śledczy, inżynierowie i agenci specjalni w jednym.

Gdy zebrać wszystko powyższe w jedno, poskładać do kupy i przeciwstawić aktualnej sytuacji na rynku, można w prosty sposób wyciągnąć kilka wniosków. W tym jeden, do którego zmierzam od początku tego tekstu.

Smartwach’e to szmelc oraz kupa śmiechu. Z przewagą kupy.

Microsoft-smartwatch

Jesteśmy rynkiem wyspecjalizowanym i inteligentnym a nikt u nas nie chce tego kupować. Ba, gadżety tego typu nie zbierają szczególnie pozytywnych recenzji. Czy to możliwe, że świat się pomylił a my mamy rację? W obecnej formie – zdecydowane „raczej TAK”. Skłaniam się do tej opinii mimo tego, że od lat nie ma dla mnie  “życia” bez zakupu coraz to nowszych zabawek i poszukiwań kolejnych.

Ktoś mógłby się czepić, że nie miałem w rękach “wszystkich” wersji tych cudów techniki, ale moim zdaniem, nie ma takiej potrzeby. Wystarczyło obejrzeć na szybko kilka i doczytać specyfikację, recenzje oraz pomyśleć logicznie. Tak, będę się teraz pastwił nad tym pomysłem jak Gustlik nad jajkiem. Lecimy.

1. Powiadomienia o połączeniach, sms’ach i innych wiadomościach.

Czyli mamy możliwość usłyszeć, zobaczyć lub poczuć (wibracje), że ktoś do nas dzwoni lub pisze. Czyż to nie brzmi cudownie? NO REWELACJA. Ale zaraz… Moment. Telefon ma to samo. Czy rozstajemy się z telefonem na więcej niż kilka chwil? Nie. Zatem skąd pomysł, że możemy czegoś nie odebrać albo nie sprawdzić za pięć minut? Z okrężnicy? A skoro nie możemy w danym momencie odebrać telefonu to czy mądrze jest obwieszać się lampkami i wibracjami, które będą nam zaburzać ważne spotkanie? No… Nie. Trochę to wygląda tak, jakbym do dużego budzika kupił drugi, mniejszy budzik. I nosił oba przy sobie. Seems legit.

W dodatku całość komunikacji przebiega przez Bluetooth. Jest to interfejs o ograniczonym zasięgu. Niby 10 metrów, ale tak naprawdę maksymalnie z pięć-sześć, o czym można się przekonać używając innych urządzeń działających w tej technologii. Ogrom zakłóceń i przeszkód w najbliższym otoczeniu skutecznie minimalizuje w pełni funkcjonalny zasięg. Zatem aby odebrać połączenie lub przeczytać wiadomość, nie powinniśmy być dalej niż kilka kroków od smartfonu. Najlepiej mieć go w kieszeni lub na stole przy kanapie, na której siedzimy. Tyle, że wtedy po prostu możemy zaobserwować organoleptycznie jak dzwoni, wibruje albo miga diodą.

Wniosek – będą nam bębnić oba. Taka mała, prywatna dyskoteka. Pozwólcie, że otrzepię kolana bo właśnie wstałem z klęczek.

2. Ktoś zapewne krzyknie “Chwila, chwila! Da się odebrać połączenie bez wyjmowania głównego urządzenia z torby lub kieszeni.”

Otóż, nie każdy smart watch to w ogóle umożliwia, niektóre tylko informują, że próba kontaktu miała miejsce. Po drugie, nawet jeśli, to odebrane połączenie będziemy obsługiwać w trybie głośnomówiącym. Technicznie inaczej się nie da,  gdyż musielibyśmy przyłożyć rękę  “zegarkiem do ucha”. Jeśli ktoś ze smartfonem wielkości 6 cali przy policzku wygląda nieco dziwnie to już “słuchanie” zegarka będzie wyglądało jak żart z zaburzoną koordynacją i jedzeniem loda.

Obrońcy tej technologii mogą mi zarzucić, że wszędzie wychwalam używanie zestawu słuchawkowego  (pod bluetooth) i w tym przypadku można zrobić podobnie. Oczywiście! Będziemy używać bezprzewodowej słuchawki (pod bluetooth), by nie konwersować głośno przez dodatkowe akcesorium zegarka (pod bluetooth), ani przez sam smartfon (japą do mikrofonu). Tak, zdecydowanie ma to mnóstwo sensu. Przy okazji, sprzedam pokrowiec przeciwdeszczowy na łódź podwodną. Tanio!

3. Przeczytamy wiadomość tekstową z dowolnego źródła (sms, mail, RSS, społeczności) a nawet odpiszemy.

Zaiste. To przecież takie wygodne czytać wiadomości na malutkim ekraniku i dziubać w niego palcem, gdy to samo możemy dużo sensowniej obsłużyć na smartfonie (który i tak musimy mieć przy sobie, bo on te wiadomości nam na zegarek wyśle). W rzeczy samej milordzie, wysokiej klasy przypowieść.

4. Obliczy nasze kroki, kalorie i obudzi rano.

Przy czym pomyli się o całe kilometry, kalorie zliczy tylko przypuszczalnie a rano obudzi, o ile się nie zawiesi albo nie rozładuje. Faktycznie, jest się czym ekscytować gdy za zbliżone pieniądze można kupić profesjonalny zegarek z GPS, mierzący wszystko co trzeba w czasie treningu, i którego nie trzeba z niczym “parować”. Zrobi dla nas to samo, tylko lepiej, dokładniej i bez potrzeby codziennego ładowania.

No i te kalorie. Serio? Największymi gadżeciarzami są mężczyźni a my raczej średnio interesujemy się kaloriami. Natomiast nie wyobrażam sobie kobiety, która założyłaby takie paskudztwo na rękę, zamiast eleganckiego, damskiego zegarka lub bransoletki.

Skłamałem, wyobrażam sobie, ale warto wspomnieć, że moja wyobraźnia w tym momencie fiksuje i kobieta odziana jest tylko w smartwatch. Dlatego nie mogę uznać wyników za miarodajne i prawdopodobne.

5. Zdalnie obsłużymy wykonywanie zdjęć i nagrywanie filmów.

Przyznam, że ta funkcja mnie mocno zastanawia. Posłużę się tu przykładami gdy chcemy sobie zrobić zdjęcie nad ulubioną sałatką w barze mlecznym albo grupowe, ze znajomymi, na tle nagrobków w czasie czarnej mszy. I nie ma po prostu komu powierzyć zadania fotografa gdyż albo się boimy, że ktoś nam telefon zwędzi i zostaniemy z sałatką i żalem, albo wszyscy chcą być na zdjęciu. My też.

Możemy w takiej sytuacji ustawić urządzenie oparte o solniczkę lub wieniec pożegnalny i przy pomocy smart watch’a zainicjować otwarcie migawki. Wystarczy, że wydamy trochę grosza, dokonamy sparowania urządzeń i znajdziemy odpowiednią funkcję w menu. Pstryk.

Możemy też nie płacić siedmiuset złotych, ułożyć smartfon jak w poprzednim przykładzie i ustawić czasowe opóźnienie wykonania fotki, aktywować migawkę głosem lub zaznaczyć miejsce, w którym ma stanąć kolega (na tym samym tle). Po czym wkleić go bezczelnie w kadr przy późniejszej obróbce (w pierwszym lepszym Handy Photo lub Gimp). Za darmo. Pstryk.

Oczywiście, przy odrobinie kreatywności takie zdalne sterowanie może się przydać – do szpiegowania i zaglądania pod spódniczki. Problem w tym, że od pozostawionego samopas telefonu nie możemy się oddalić na więcej niż kilka kroków. Trochę mało, by nie zostać wykrytym. Niestety wystarczająco daleko by jakiś mocniej (lub mniej) opalony młodzian capnął nasz drogocenny smartfon i oddalił się w pośpiechu.

I tu właśnie pojawia się sympatyczna użyteczność. W mojej opinii jedyna sensowna, ale tylko do pewnego stopnia. Jest to alarm aktywowany manualnie lub po zerwaniu łączności między zegarkiem a smartfonem. Można ustawić go tak, by smartfon zaczął emitować sygnały dźwiękowe i/lub świetlne. Dzięki temu możemy go odkopać spod sterty gazet (oczywiście same National Geografic i Readers Digest) albo wycie może nam umożliwić pościg za złodziejem. Rzecz jasna  do momentu, w którym wyjmie z niego baterię, lub ewentualnie dobiegnie do swoich kolegów. Szerokich jak drzwi do stodoły. Wtedy lepiej zawrócić i wystartować w przeciwnym kierunku ponieważ, z dużym prawdopodobieństwem, zaraz stracimy nie tylko telefon ale i zegarek, portfel, kluczyki do samochodu, samochód, zęby i kilka dni z życiorysu. O ile wybudzimy się ze śpiączki. Jeśli przy kluczykach mieliśmy klucze od domu, to możemy zakładać, że wrócić też nie bardzo mamy dokąd.

6. Bateria jest mikroskopijna

Jak mawiał Ezop, nie da się w taką małą gąskę wepchać dużo farszu. Ogranicza to nie tylko moce przerobowe, ale przede wszystkim czas czuwania. Kompletnie do mnie nie przemawia idea ładowania kolejnego urządzenia dzień w dzień tylko po to, by wykonało część standardowych czynności smartfonu. Równie dobrze mogę zakupić breloczek reagujący na fale GSM i będzie mi migotał przy połączeniach i wiadomościach. A przy tym podziała kilka miesięcy bez żadnego dłubania w bateriach.

7. Zdjęcia i video wykonane za pomocą smart watch’a

Tu wymienię tylko jeden przykład. Spróbujcie zrobić zdjęcie zegarkiem. Obojętnie gdzie będzie oczko obiektywu, procedura będzie jednakowo niewygodna a jakość zdjęć na poziomie (co najwyżej!) smartfonów. Przyczyna? Ta sama, co w przypadku baterii i reszty podzespołów.  Nie da się włożyć porządnej optyki w coś tak małego. Czyli nie dość niewygodnie to jeszcze efekty mizerne. Jakby nie można było wyjąć z kieszeni telefonu i po porostu, jak człowiek, strzelić fotki. Borze mój i lesie.

 samwatch-130321-1

Przedstawiłem siedem grzechów głównych, które pozornie wydają się być killer ficzer’ami (oprócz nr 6, bo to tylko killer) ale prawda jest taka, że nie dostajemy nic sensownego. Brzęczące bransolety i zegarki były już wcześniej na rynku i nie zrobiły furory. Teraz próbuje się wprowadzić dodatkowy wyświetlacz do tego, co już mamy. Mniejszy, gorszy, słabszy i uzależniony całkowicie od smartfonu. Kompletna bzdura i pomyłka.

Zupełnie inaczej przedstawiałaby się sytuacja, gdyby smart watch stanowił odrębne urządzenie, z GPS, 3G i Bluetooth, sprzężone ze słuchawką do rozmów oraz obsługą pulsometrów i porządną baterią. W takiej formie, w jakiej wygląda to dziś, jest co najwyżej “prototypem” dla przyszłych, konkretnych urządzeń elektroniki ubieralnej.

W skrócie, smart watch to taki paw. Śmieszne ustrojstwo, śmiesznie bryka, śmiesznie skrzeczy i niby ciekawie wygląda, ale chłopu zwyczajna kura będzie lepiej smakowała w rosole.

apple_samsung_smart_watch